Trzeciego lub czwartego dnia po wkroczeniu Rosjan do Plewisk, kiedy trochę ucichły działania wojenne od strony Górczyna, Junikowa i Ławicy, razem z ojcem poszliśmy zobaczyć w jakim stanie ostał się nasz dom rodzinny.
Pierwszą przeszkodą jaką napotkaliśmy był strumień Plewianka przepływający przez ul. Grunwaldzką, który tego dnia stał się rzeką o szerokości ponad 50 m i głębokości 0,5m, bo wystąpiło nagłe ocieplenie i roztopy, a zima 1944/45 była bardzo śnieżna.
Mały domek piętrowy pana Worocha zbudowany nad brzegiem strumienia zalany był do połowy parteru, zaś jego właściciel stał się przewoźnikiem promowym. Prom stanowiła duża blaszana wanna z dnem wzmocnionym deskami. Dom nasz pozostał nienaruszony, jednak prawie całkowicie bez szyb i trochę „wyszabrowany”.
Po krótkiej rozmowie z sąsiadami (niewysiedlonymi przez Niemców) ojciec mój poszedł zobaczyć na przejazd kolejowy i po powrocie nie pozwolił mi iść zobaczyć co tam było. Tory kolejowe na odcinku Grunwaldzka – Miśnieńska prowadzone były między nasypami o wysokości ok. 6m. Wg ich opowiadań poprzedniego dnia wieczorem od strony Górczyna nadjechał pociąg uciekinierów z wojskiem niemieckim i ich rodzinami.
Rosjanie widocznie wiedzieli o tym pociągu bo popołudniu za budką drożnika (po stronie Plewisk) ustawili czołg, zaś z drugiej strony torów ustawili gniazdo CKM. Gdy pociąg znalazł się między nasypami po pierwszym wystrzale czołgowym pociąg się zatrzymał a podróżni zaczęli wyskakiwać z wagonów (boczniaków).
Wtedy odezwały się karabiny maszynowe. Nad ranem bez wielkiej bitwy pociąg z rannymi i żywymi został wycofany do Poznania bo Górczyn był jeszcze w rękach niemieckich. Po kilku dniach kiedy z moim ojcem szkliliśmy okna w naszym domu byłem świadkiem jak jeńcy niemieccy zbierali zabitych (nagich lub częściowo ubranych) na wozy konne i zakopywali w głębokich rowach „PANCERGRABEN” w miejscu obecnego szpitala CERTUS przy ul. Grunwaldzkiej.
Teren obecnych magazynów Elektromisu, Wytwórni Asfaltu, WPRINŻ i Pegaz stanowił zaplecze magazynowe materiałów budowlanych dla miasta Poznania. Były tam składowane wszelkie materiały budowlane jak deski, belki, cement, sklejki. skrzynie szkła okiennego i narzędzi jak łopaty, siekiery, kilofy itp.
Po spisaniu niezbędnych nam materiałów budowlanych z jednym z sąsiadów zabrawszy z sobą duży wózek czterokołowy i sanie udaliśmy się na teren bazy aby zabrać głównie szyby, sklejkę, deski i gwoździe. Zaskoczyło mnie już wtedy że pomimo braku pilnujących, materiałów tych nikt nie niszczył a zabierał tylko tyle ile potrzebował.
Podobnie zachowywali się mieszkańcy Junikowa na terenie magazynów medycznych w obecnej szkole sztuk plastycznych. W tym okresie wszyscy potrzebujący mogli się liczyć z godną podziwu solidarnością wzajemną. Ostatnie dni lutego 1945r zamieszkaliśmy już we własnym domu.
Tutaj chciałbym zaapelować do moich innych „Rodowitych”, aby chcieli podzielić się z czytelnikami swymi wspomnieniami, bo przecież nie wszyscy mieli tyle szczęścia co ja, zostawszy w Plewiskach wśród swoich, a większość z nich została wywieziona do GG i zamieszkała wśród obcych. Uważam że ich wspomnienia mogą być znacznie ciekawsze. (np .Wołyń, współpraca z ludnością miejscową partyzantka AK itp.)
Rodowity Plewiszczok